[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pokoju, włożył mundur wojskowy, przypiął wszystkie odznaczenia i zamiast strzykawki,
naładował pistolet: tak ze sobą skończył.
- Ben. Wiem, że słowa: jest mi przykro nie wystarczą, ale cóż więcej mogę ci
powiedzieć.
- Miał zaledwie dwadzieścia cztery lata.
A ty zaledwie dwadzieścia, pomyślała, ale zamiast mu to powiedzieć, objęła go tylko
ramieniem.
- Chciałem winić za to całą armię Stanów Zjednoczonych, a nawet cały amerykański
system zbrojeniowy. Lecz doszedłem do wniosku, że uderzenie w lekarza, który miał mu
pomóc, będzie właściwsze. Pamiętam, że wtedy, gdy policja była na górze w pokoju, który
dzieliłem z Joshem, ja ze złością myślałem tylko o tym, że ten drań powinien był coś zrobić.
Miał go przecież wyleczyć. W pewnej chwili przyszło mi do głowy, aby go zabić, ale
przyszedł ksiądz i powstrzymał mnie. Nie udzielił Joshowi ostatniej posługi.
- Nie rozumiem.
- To nie był nasz pastor, ale młody człowiek prosto po seminarium, który zzieleniał na
samą myśl, że ma pójść na górę do Josha. Powiedział, że Josh z własnej woli i w pełni władz
umysłowych odebrał sobie życie, umierając w śmiertelnym grzechu. Nie może mu więc
udzielić rozgrzeszenia. To straszne. Gorzej, to okrutne.
- Wyrzuciłem go. Moja matka stała z zaciśniętymi ustami i suchymi oczami. Po chwili
poszła do pokoju, gdzie mózg jej syna rozbryzgał się po całej ścianie, i sama modliła się o
jego zbawienie.
- Twoja matka jest silna. Musi mieć niezwykłą wiarę.
- Przez całe życie zajmowała się domem. - Przyciągnął Tess bliżej do siebie,
potrzebując łagodnego kobiecego zapachu. - Nie wiem, czy poszedłbym na górę drugi raz, a
ona to zrobiła. Gdy obserwowałem, jak idzie do pokoju Josha, zdałem sobie sprawę, że bez
względu na to, jak bardzo cierpiała, bez względu na to, jak bardzo była smutna, wierzyła i
nigdy wierzyć nie przestanie, że to, co stało się z Joshem, to była wola boska.
- Lecz ty w to nie wierzyłeś.
- Nie. Ktoś musiał być temu winny. Josh nigdy nikomu nie zrobił krzywdy, nikomu,
aż do czasów Wietnamu. Pózniej to, co robił tam, miało być dobre, ponieważ walczył dla
swego kraju. Ale to wcale nie było dobre i on nie potrafił z tym dłużej żyć. Psychiatra miał
mu pomóc uwierzyć, że bez względu na to, co tam robił, wciąż był przyzwoitym, godnym
zaufania człowiekiem.
Tak jak ona miała udowodnić Joeyowi Higginsowi, że jego życie ma sens i że dla
wielu osób jest ważny i wartościowy.
Czy kiedykolwiek pózniej rozmawiałeś z lekarzem Josha?
Raz. Chyba wciąż prześladowała mnie myśl, że powinienem go zabić. Siedział za
biurkiem, ze złożonymi rękoma. - Ben spojrzał w dół na swoje, widząc jak zaciska je w
pięści. - On niczego nie czuł. Powiedział, że mu przykro. Wyjaśnił, jakie mogą być skutki
opóznionego syndromu stresu. Po czym, ściszając głos, powiedział mi, w dalszym ciągu
trzymając ręce złożone na biurku, że Josh nie mógł sobie poradzić z tym, co się zdarzyło w
Wietnamie, że wróciwszy do domu próbował żyć tak, jak żył wcześniej. To właśnie stwarzało
coraz większe napięcie, aż w końcu nie mogąc sobie z tym poradzić, znalazł inne
rozwiązanie.
- Przykro mi, Ben. Prawdopodobnie dużo z tego, co ci powiedział, jest prawdą, ale
mógł to zrobić w inny sposób.
- Jakie to miało dla niego znaczenie.
- Ben, wcale nie bronię go, ale wielu lekarzy, zarówno tych od ciała, jak i tych od
duszy, celowo wstrzymuje się od nawiązywania zbyt bliskich stosunków z pacjentem,
ponieważ za bardzo to boli, gdy kogoś się traci i gdy nie jest się w stanie go ocalić.
- Tak jak ciebie zabolała utrata Joeya.
- Ten rodzaj smutku i poczucia winy uderza w ciebie, a kiedy uderza w ciebie, zbyt
często nic już nie pozostaje, ani dla ciebie, ani dla następnego pacjenta.
Może to zrozumiał, a może zaczynał rozumieć. Ale nie potrafił sobie wyobrazić, aby
lekarz Josha - etatowy psychiatra armii amerykańskiej - zamykał się w łazience i szlochał.
- Dlaczego tak się dręczysz?
- Chyba szukam odpowiedzi, tak zresztą jak i ty. - Odwracając się, dotknęła jego
twarzy. - To świadomość, że się zrobiło za mało lub za pózno, tak bardzo boli. - Pamiętała,
jak wyglądał, gdy opowiadał jej o tych trzech zupełnie nieznajomych mu osobach, które
zostały zamordowane za garść monet. - Nie różnimy się wcale tak bardzo, jak kiedyś mi się
wydawało.
Wtulił usta w jej dłoń, znajdując w tym otuchę.
- Może masz rację. Kiedy cię zobaczyłem dzisiejszego wieczoru, poczułem to samo,
co wtedy, kiedy patrzyłaś na Annę Reasoner leżącą w alei. Zdawałaś się taka obojętna i taka
nieprawdopodobnie opanowana. Zachowywałaś się w taki sposób, jak major, który ze
złożonymi na biurku rękoma mówił mi, dlaczego mój brat nie żyje.
- Być opanowaną to nie to samo co być obojętną. Jesteś policjantem, musisz zdawać
sobie sprawę z różnicy.
- Chciałem wiedzieć, że coś jednak czułaś. - Przesuwając rękę do jej nadgarstka,
trzymał ją mocno, patrząc jednocześnie w oczy. - Chyba to, czego naprawdę chciałem, to
abyś mnie potrzebowała. Prawdopodobnie było to jedno z najtrudniejszych wyznań w jego
życiu. - A kiedy wszedłem do łazienki i zobaczyłem, jak płaczesz, wiedziałem, że tak właśnie
jest, i to mnie potwornie przeraziło.
- Nie chciałam, abyś mnie widział w takim stanie.
- Dlaczego?
- Ponieważ wciąż jeszcze dostatecznie ci nie ufałam.
Spuścił wzrok, z uwagą przyglądając się swojej dłoni, obejmującej jej szczupły,
nieprawdopodobnie delikatny nadgarstek.
- Poza Edem nigdy z nikim nie rozmawiałem o Joshu. Do tej pory Ed był jedynym,
któremu naprawdę ufałem. - Podniósł jej palce do swoich ust, lekko je muskając. - I co teraz
będzie?
- A co byś chciał, aby było?
Zmiech, nawet cichy i niezbyt szczery, może być oczyszczający.
- To był typowy unik psychiatry. - W zamyśleniu dotknął pereł na jej szyi. Odpiął je.
Skóra w tym miejscu była wyjątkowo pachnąca i jedwabista. - Tess, kiedy to wszystko
wreszcie się skończy, jeśli cię poproszę, abyś wzięła kilka dni wolnych, może nawet tydzień, i
pojechała ze mną, czy zrobisz to?
- Tak.
Zadowolony, ale jednocześnie zaskoczony, spojrzał na nią uważnie.
- Tak po prostu?
- Mogłabym zapytać dokąd, aby, kiedy już nadejdzie pora, wiedzieć, czy spakować
futro, czy też bikini. - Wzięła od niego perły i położyła na stoliku przy łóżku.
- Powinny być w sejfie.
- Zpię z policjantem. - Jej głos był lekki, mimo to zauważyła, jak nagle spochmurniał.
Pomyślała, że chyba wie, gdzie teraz błądzą jego myśli. - Ben, to wkrótce się skończy.
Taa.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]