[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mi ubolewanie:  Sorry, mister van Hongen, what a pity! .
- Rozumiem pana - powiedział Lerocque - ale mam rozkaz, aby wejść na teren
geologów i dopilnować...
- Kapitanie, koniec dyskusji! -warknÄ…Å‚ Fritz. - Idziemy do Harel! Pan mi podlega...
- W tej sprawie podlegam moim rozkazodawcom - przerwał Lerocque. - I ten rozkaz
musi być wykonany!
- Już został wykonany, jesteśmy w Keya, zostawiamy tu geologów! Albo pan to
zrozumie, albo pan zapłaci żołd wszystkim swoim ludziom, bo ode mnie nie dostaną centa!
Proszę im to powiedzieć!
Lerocque zatrzymał samochód. Był pod ścianą. Miał rozkaz Jervisa i miał
świadomość, że jeśli Holender oznajmi ludziom, iż są tu za darmochę, to on, wielki  Mina ,
zostanie sam, wszyscy obrócą się przeciwko niemu. Może tylko Downbridge nie poszedłby za
tym gnojem, bo ma własny szmal... Nie wiedział, co mówić, wściekłość i bezsilność
rozsadzały mu łeb. Wyręczył go van Hongen, mówiąc ugodowo:
- Proponuję kompromis, można z tego pata wyjść, panie Lerocąue. Pan ma rozkaz
osobistego dopilnowania spraw geologów. Niech pan z nimi jedzie, a ja z resztą ludzi udam
się do Harel. Spotkamy się w Kariduomo, ten kto dotrze tam pierwszy, będzie czekał. Pod
pańską nieobecność dowództwo przejmie pański zastępca, porucznik Downbridge, albo
kapitan Nortolt.
- W porządku - zgodził się Lerocque.
Zgodził się, gdyż nie miał innego wyjścia, a zarazem miał świadomość, iż dla tych,
którzy mu zaufali, odwet van Hongena jest niczym, najważniejszą jest sprawa geologów.
Musiał ich osobiście zainstalować, dopilnowując wszystkiego.
- Jeszcze jedna rzecz, kapitanie... - rzekł Fritz, odziewając twarz w komplementujący
uśmiech. - Kiedy pan mi ubywa z zespołu, to tak jakbym tracił dziesięciu ludzi, pan jest tyle
wart. Bez pana mam tylko dwunastu, którzy potrafią się bić. Proszę mi oddać pięciu z ochrony
geologów.
- Trzech - powiedział  Mina .
- Tak nisko pan siÄ™ ceni?
 Spierdalaj z powrotem na drzewo, gnojku! - pomyślał Lerocque i wyskoczył z
szoferki, żeby zawołać Downbridge'a.
Drogę przecięły im ślady wielu kół, prostopadłe do kierunku, w jakim zmierzali. Nie
istniała wątpliwość, że to odcisk  safari ya bwana Lerocque , któż inny mógłby tu mieć tyle
samochodów? Lecz odcisk koła nie jest odciskiem buta, o tym, w jaką stronę jechał
samochód, mówi tylko znawcom opon. Farloon znał się na nich.
- Jadą od strony masywu! - powiedział bez wahań.
- Niemożliwe! - zdziwił się Krzysztofeczko. - Mieli najpierw jechać do Keya...
- Ale jadÄ… od Keya!
Ruszyli tym śladem, cisnąc gaz. Przed nocą, zza niewielkiego wzniesienia, puszczono
im obok szoferki serię z pm-u. Krzysztofeczko zgasił silnik, a Farloon zagwizdał  I'm gonna
let nobody turn me round . Stanęli przed Nortoltem i Downbridge'em.
- Mamy wiadomość dla kapitana - rzekł Farloon.
- Jaką wiadomość?
- Jest taki wąwóz na drodze do Keyi, w którym Buso robią nam niespodziankę.
- Taki był ich zamiar, ale się nie powiódł. My zrobiliśmy im niespodziankę. Coś
jeszcze?
- Gdzie Lerocque?
- Po co ci Lerocque?
- Chcemy z nim mówić.
- O czym? Chcesz go spytać ile piachu się nażarł, kiedy groziłeś mu spluwą?
Powinieneś się cieszyć, że go tu nie ma, dostałbyś kulę w łeb. Od nas też możesz ją dostać,
ale chcemy dać wam szansę rehabilitacji...
Do namiotu wbiegł Jim Clayton, stanął przed Downbridge'em i zaczął się pienić:
- Panie poruczniku! Ta dziewczyna jest nasza! Te skurwysyny nie będą...
- Spokój, sierżancie! - krzyknął Downbridge. - Jak jest wasza, to ją sobie wezcie, co ja
mam do tego?
- Ona nie chce z nami iść! Pilnuje ją ten profesor, ja się z nim nie będę szarpał! Ja...
- To może ja mam się z nim szarpać? - zapytał Downbridge. Krzyk zwabił van
Hongena.
- Ja to załatwię, poruczniku. Clayton i wy dwaj - wskazał Wojtka i Clinta - za mną!
Przy samochodzie, w którym siedziała Bibi, Fritz zapytał ją z kim chce jechać.
Zeskoczyła na ziemię i podbiegła do Farloona.
- Chcecie coś jeszcze powiedzieć, sierżancie Clayton? - spytał van Hongen.
Bracia Clayton chcieli coś jeszcze powiedzieć, ale nie Holendrowi. Wraz z  Rolls
Roycem , Gurtem, Shelmem, Frostem i Leenockiem udali siÄ™ do  Szeryfa i  Beatlesa . W
imieniu wszystkich przemówił Grek:
- Panie kapitanie, panie poruczniku! Albo to jest wojsko, albo to jest tancbuda, w
której wszystko można robić i nie ma żadnej dyscypliny! Ci dwaj wytarzali nas wszystkich w
piachu, strzelali do nas, przepędzili nas ze wsi, rozkazy spełniają wtedy, kiedy chcą, a jak nie
chcą, to łapią za spluwę ośmieszając dowódców, przecież tak nie może być! Za to w każdej
armii jest sÄ…d, pluton i Å‚opata!
- Chcecie im urządzić sąd i pogrzeb? - spytał Downbridge.
- A wy chcecie odpuścić? - warknął Frost. - To od dzisiaj ja też pieprzę rozkazy!
- Spróbuj! - rzekł Nortolt.
- Im wolno, a nam nie!?
- Nikomu nie wolno, ale zrozumcie, chłopcy, jest nas piętnastu, tylko piętnastu, to
może być mało na tych z FWL. Z tymi dwoma będzie nas siedemnastu, a to są niezłe kozaki!
Gramy tu o duży pieniądz, lecz żeby wygrać, musimy rozpieprzyć tę partyzantkę, inaczej bye-
bye forso, ten laluś nic nam nie da! Gramy też o własny tyłek. Te czarnuchy nie będą do nas
strzelać z łuków tak jak Buso. Dwie lufy więcej to większa szansa na powrót do domu.
Mówicie, że chcemy odpuścić? Kto wam to powiedział? Ja też nie zapomniałem, że położyli
mnie na piachu jak gówno! Zróbmy najpierw swoje, a jak będzie po wszystkim, znajdziemy
powód, żeby...
- %7łeby jeszcze raz ich nagrodzić! - wybuchnął Shelm. - Pierwszą nagrodę dał im laluś,
mają kogo rąbać co noc, a my musimy trzepać konie w krzakach! Chcemy, żeby dziewczyna
była wspólna!
- Okay! - rzekł Nortolt. - Co pan na to, poruczniku?
- Zgadzam się - powiedział Downbridge. - Van Hongen nie będzie się sprzeciwiał,
jemu chodzi tylko o FWL.
Nie sprzeciwiał się również Clint, co zdziwiło Krzysztofeczkę. Spojrzał na Farloona,
nic nie mówiąc, a ten wzruszył ramionami.
- Benzyniarzu, czy nie rozumiesz, że odtąd każdy sprzeciw to dla nas czapa? Ciesz się,
że»nie rozwalili nas za tamto!
- Nie mogą, jesteśmy im potrzebni, zobacz ilu ich jest - odpowiedział Wojtek. - Mieli
trochę za dużo pogrzebów...
- Dobra, ale ja ślubu z nią nie brałem! Nie będę się o nią bił! Nie chcę jej od niego!
- Od kogo?
- Wziąłem ją sam od Claytonów, i tak było dobrze. Ale teraz on mi ją dał, nie wezmę
od niego nic! Jako prezent od tego gogusia ona mnie nie interesuje!
- Co masz przeciwko niemu?
- Tylko jedno, dla niego i dla mnie świat jest za ciasny! Nienawidzę skurwysyna!
- Za co, do cholery!?
- Nie twój interes, benzyniarzu! Ty martw się tym, że i tobie mam coś do spłacenia!
- Gringo - powiedział Wojtek - czy na tym ciasnym świecie jest ktoś, kogo jeszcze nie
nienawidzisz?
Farloon odwrócił się doń tyłem i zamknął oczy, żeby spojrzeć w twarz Nelinie
Nyakobo.
Budowa bazy dla geologów, zaminowanie wszystkich dojść (najgęstsze od strony
granic), montaż sprzętu i penetracja sąsiedztw, zabrały Francuzowi około tygodnia. Szefa
inżynierów zapewnił, że jak wróci do Anglii, dopilnuje, by Londyn nie opózniał wysyłek z
zaopatrzeniem - grupy dostawcze miały nadchodzić co kwartał (istniał też projekt
komunikacji lotniczej, na który nie było wciąż zgody Matabele). Wziął jeden jeep, jeden
landrover z kanistrami, trzech saperów i żywność, powiedzie!:  Good luck! i ruszył w
kierunku  Krocza Kobiety . Miał przed sobą daleką drogę. Lecz za sobą miał operację
 Czarne tango .
Ten kryptonim dotyczył zainstalowania geologów, zemsta van Hongena mało [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gabrolek.opx.pl